Apollo z Bellac godny pochwały

“Apollo z Bellac” godny pochwały – O bardzo udanym teatrze telewizji wyreżyserowanym przez Annę Wieczur, która błyszczy swoim talentem.

To, że mainstreamowi recenzenci chwalą jakikolwiek produkt Telewizji Polskiej, jest rzeczą godną uwagi, albowiem nadrzędna doktryna Mafii Teatralnej brzmi, że wszystko, co robi “PiSowizja musi być zrównane z ziemią. Jak dobry musi zatem być “Apollo z Bellac” skoro niektórzy recenzenci potrafią wyłamać się z narzuconego dogmatu i napisać o nim (chyba niechętnie ?) dobrą recenzję?

 

Cały tekst poniżej obrazka.

 

 

 

Apollo z Bellac godny pochwały

 

 

 

 

“Apollo z Bellac” godny pochwały

W sumie udany remake „Apolla z Bellac”

„Apollo z Bellac” Jeana Giraudoux w reż. Anny Wieczur w Teatrze Telewizji. Pisze Krzysztof Krzak w „Teatrze dla Wszystkich”.

 

Telewizja Polska lubi wracać pod każdym pretekstem do tego, co już było. Tym razem padło na jednoaktówkę Jeana Giraudoux „Apollo z Bellac”, która w historii Teatru Telewizji funkcjonuje jako pierwszy i zachowany po dziś dzień spektakl tej największej (przynajmniej kiedyś) sceny teatralnej. Przy okazji powrócono także do prezentowania spektaklu na żywo.

 

Z tym legendarnym spektaklem w reżyserii Adama Hanuszkiewicza i z jego oraz Kaliny Jędrusik, Jacka Woszczerowicza i Justyny Kreczmarowej udziałem, była swego czasu ciekawa historia. Dostępna w sieci wersja pochodzi z roku 1961, choć premiera telewizyjna „Apolla…” odbyła się trzy lata wcześniej, ale ze względu na słabą jakość techniczną zapisu postanowiono ją powtórzyć i nagrać ponownie. Pretekstem do powstania nowej wersji sztuki francuskiego powieściopisarza i dramaturga było 70–lecie TVP, choć jak pisze administrator facebookowego profilu Teatru Telewizji TVP miało ono uświetnić obchody 70–lecia telewizyjnego teatru, co jest oczywistą nieprawdą, bowiem pierwszy spektakl TTVP wyemitowano w listopadzie 1953 roku. Ale nie bądźmy drobiazgowi…

 

Reżyserka najnowszej realizacji, Anna Wieczur, mówiła w wypowiedziach przedpremierowych, że podjęła się tej pracy, gdyż „Apollo z Bellac” jest „wspaniałą, uniwersalną historią o potrzebie piękna, o tym, jak my ludzie tęsknimy za pięknem”, co w kontekście poczynań TVP w zakresie propagowania tegoż, zwłaszcza w obszarze stosunków międzyludzkich, brzmi tyleż przewrotnie, co gorzko. Ale skupmy się na sztuce i przedstawieniu…

 

Sztuka Jeana Giraudoux nie jest zbyt skomplikowana w swojej konstrukcji i przesłaniu. Oto młoda, nieśmiała, a w pewnym stopniu też zakompleksiona dziewczyna, imieniem Agnieszka, spotyka w Urzędzie Małych i Wielkich Wynalazków tajemniczego, pełnego uroku osobistego mężczyznę, owego Apolla z Bellac, miasta, w którym przyszedł na świat autor sztuki. Ona ma tu do załatwienia pewną istotną dla siebie sprawę, ale obawia się, że nie będzie w stanie tego uczynić, bowiem ma pewne zahamowania w stosunkach z mężczyznami, wynikające z – jakby to powiedziała Maria Czubaszek – z nienachalności swojej urody. I wówczas tenże przystojniak zdradza jej sekret, który umożliwi jej sukces w kontaktach z przedstawicielami płci przeciwnej. Ma im po prostu mówić, że są… piękni, nawet gdyby to nie była prawda. Agnieszka rozpoczyna testowanie metody od gburowatego Woźnego w muzeum (gra go Sławomir Orzechowski) i przekonuje się, że istotnie jest tak, jak obiecał pan z Bellac. Dziewczyna zaczyna ją stosować wobec innych spotkanych osób: Sekretarza generalnego (Robert T. Majewski), pana de Lepedury (Henryk Niebudek) i w końcu do apodyktycznego Dyrektora (niezawodnie rewelacyjny Jarosław Gajewski, który nie wychodzi z roli nawet, gdy wypada mu bateria od mikroportu). I okazuje się, iż wobec tych innych osób metoda przekazana przez nieznajomego jest równie skuteczna. Dzięki tej radzie świat Agnieszki nabiera piękniejszych barw. Brzmi jak z bajki? Owszem, ale któż z nas nie tęsknił, by żyć w świecie dobrych ludzi, pozytywnie wobec siebie nastawionych?

 

Urodę tego świata i jednocześnie przesłanie sztuki podkreśla scenografia Katarzyny Adamczyk utrzymana w jasnych pastelowych barwach, podobnie jak śnieżnobiały garnitur Pana de Bellac. Przemysław Stippa prezentuje się w nim nie tylko elegancko, ale wręcz bosko–anielsko, jak tajemnicza istota z zaświatów. Obsadzenie w roli Agnieszki Moniki Pikuły wydaje się być bardzo trafionym pomysłem. Reprezentuje ona diametralnie odmienny od Jędrusik typ urody i sposób zachowania. Jest przez to bardziej wiarygodna i przekonująca jako zakompleksione dziewczę, naiwnie wierzące w możliwość odmiany swego losu i otaczającego ją świata. Pikuła jest naturalna w każdym geście, minie, nerwowym zmrużeniu oka. Stanowi wyrazisty kontrast w stosunku do zagranych – w mojej opinii – zbyt grubą kreską Teresy (Anna Sroka – Hryń) i panny Chevredent (Natalia Stachyra). Generalnie jednak spektakl ma właściwy dla poruszanej tematyki klimat, podkreślany przez adekwatną muzykę Ignacego Zalewskiego. Został też sprawnie zrealizowany przez Marka Bika i Krzysztofa Mioduszewskiego.

 

Krzysztof Krzak

 

https://e-teatr.pl/w-sumie-udany-remake-apolla-z-bellac-30848


#teatr #tv #TeatrTelewizji #TeatrTV #MafiaTeatralna #AnnaWieczur